Po dwudziestu latach kariery Marcin Kindla decyduje się
podziękować swoim fanom, wydając specjalną płytę. Specjalną, bo z jednej strony
zawierającą materiał studyjny, a z drugiej-zapis koncertu. To nie mój czas? To
jego czas. I doskonale słychać to zarówno w tekstach, jak i w muzyce.
Płyta utrzymana jest bardziej w nostalgicznym, ale też i nie
przytłaczającym nastroju. Promujący ją singiel oddaje w pełni charakter tego,
czego można spodziewać się po całej płycie. Nie tylko teksty są tu głębokie i w
pewien sposób wyrafinowane, ale i muzyka nie pozostawia nic do życzenia.
Niewątpliwy wpływ na jej brzmienie miała współpraca z wybitnym światowym
gitarzystą, Neilem Taylorem. Grał dla Robbiego Williamsa, a teraz zagrał dla
Kindli.
Jeśli ktoś uważa, że trzymając się stylu popowego artysta
nie może się rozwinąć, to jest w błędzie. I Kindla jest tego najlepszym
dowodem. Zaskakuje swoją dojrzałością i nutą świeżości. To nie jest odgrzany
kotlet. To coś zupełnie nowego. Modne
brzmienie, niezwykły klimat. Jeśli ktoś wie, czym jest dobry pop, to z pewnością
doceni twórczość Kindli i jego najnowszą płytę. Jest w niej kilka naprawdę
genialnych utworów i kilka bardzo dobrych. Dlatego warta jest polecenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz