Czego można spodziewać się, sięgając po płytę Maleńczuka?
Jeśli wziąć pod uwagę jego wcześniejsze dokonania, że zaskoczy nas nutą
sarkazmu, dystansu do świata, głębokością tekstów, dużą dawką jego
charakterystycznego głosu. Jednak w tej płycie wszystko jest inne. No może
oprócz sarkazmu, którym ocieka wręcz cała płyta. Czy taka jego dawka jednak nie
przelewa czary atrakcyjności. Tu zdania mogą by podzielone.
Na pewno ogromnym zaskoczeniem jest fakt, że Maleńczuk
pozwala nam się tu odkryć w zupełnie nowej roli. Akustyczny bluses, hard rock,
metal, pop rock, elektronika- żadnego z tych stylów, w których dał się poznać,
na tej płycie nie usłyszymy. Usłyszymy za to jazz. Jazz, w który zaangażował
się całym sobą. Bo nie tylko można usłyszeć, jak śpiewa, ale też, jak gra.
Ci, co kochają jego głos, będą zawiedzeni. Jest go mało. A
już jak na lekarstwo tej charakterystycznej dla niego tonacji. Znacznie więcej
za to gra...na saksofonie. Ba! Nawet pochwalił się na płycie solówką. Jak mu
wyszło? Dla mnie Ok. Ale nie taki Maleńczuk mi odpowiada. Wolę, jak chrypie na
scenie, gdy nadaje śpiewanym słowom nowy wymiar, płynący z nieprzeciętnej
osobowości.
Jazz for Idiots to płyta pomiędzy ambitnym graniem, a
komercją. Ale dość dobrze wyważona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz